środa, 23 września 2015

Pierwszy dzień jesieni...

Jak powitałam pierwszy dzień jesieni? Sprawdzianem z matmy!
A więc. Wzięłam rolki i pojechałam. Nieopodal nas znajduje się taki duży staw. Siadłam nad jego brzegiem i wtedy to dostrzegłam. Tą zmianę wyczuwalną w powietrzu.
Wiatr, który mnie otulał nie był ciepły, jak latem. Był chłodny, jakby z każdym jego podmuchem zima przybliżała się do nas coraz bardziej. Gdy spojrzałam w górę, nie zobaczyłam pięknych, liściastych koron drzew. Zobaczyłam czarne, sterczące gałęzie, na których było kilka żółto-czerwonych liści. W powietrzu już nie pachniało skoszoną trawą, czy sianem. Pachniało deszczem. I jakoś tak zrobiło mi się smutno. Czułam się jakbym utraciła cząstkę siebie. A to przecież tylko inna pora roku. To przecież tylko jeden dzień. Wczoraj to jeszcze miałam. Ale dziś już nie.

W szkole jest znośnie, pomimo tego, że nie cierpię tej atmosfery, która w niej panuje, to muszę przyznać, że w ostatnich dniach czułam się tam całkiem... z braku innego określenia nazwę to komfortowo. Tak, czułam się w niej komfortowo, ale czy dobrze? Czy w szkole pełnej ludzi, fałszywych ludzi, można się czuć dobrze? No chyba nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz