piątek, 9 października 2015

Każdy z nas ma jakieś fobie...

Czuję się, jakbym była w jakimś transie. Codziennie budzę się o 6:45, wstaję, ubieram się, jem śniadanie, myję zęby, czeszę się, i wychodzę do szkoły. Lekcje zaczynam o 8:00. Każda z nich przebiega podobnie - i wszystkie dłużą się tak samo. Na przerwach spędzam czas z przyjaciółmi. W domu zazwyczaj jestem około 15:00, jam obiad, robię zadania, pakuję się do szkoły, idę pojeździć na rolkach, wracam i odpalam komputer, i tak siedzę z oczami wlepionymi w ekran komputera, dopóki nie stwierdzę, że trzeba iść spać. Wtedy idę się kąpać i idę spać.
Prawie jak robot. każdy dzień jest taki sam...

Ostatnio doszłam do wniosku, że boję się tykania zegara. Wywołuje ono we mnie strach - czuję się wtedy bardziej spięta i przechodzą mnie ciarki. Czuję się wtedy źle, bo w mojej głowie pojawia się myśl, że czas ciągle upływa, a ja siedzę tu i piszę ten post, zamiast korzystać z życia. Każde następne przesunięcie się wskazówki, to krok bliżej naszego końca. Wiem - to dziwny tok myślenia, ale na jednej ze stron coś o tym przeczytałam.

Chronofobia
Generalnie fobia ta oznacza lęk przed zegarami. Strach przed zegarami można łatwo pokonać, jednak alternatywną definicją chronofobii jest także strach przed czasem. Strach przed czasem wiąże się również z lękiem przed pojęciami odnoszącymi się do czasu, takich jak przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, słowa takie jak "później", "wcześnie". Nawet jeśli chronofobi nie boją się słów i pojęć dotyczących czasu, to boją się samego czasu i jego upływu, a jako istoty ludzkie jesteśmy świadomi, że czas ciągle ucieka dalej.
A my - jako, że jesteśmy ludźmi - mamy dziwny nawyk sprawdzania godziny. Co chwilę spoglądamy na zegar, bo czas, którego tak potrzebujemy, mija. A najgorsza jest jednak myśl, że za kilka lat, gdy będę siedzieć siódmą godzinę w pracy, to pomyślę sobie, że przecież czas, który wtedy miałam - i go zmarnowałam - nie zostanie już nigdy wykorzystany. To dołujące....

Pocieszająca jest jednak myśl, że każdy ruch wskazówki zegara, przybliża nas do wakacji...

~~~

Powracając jednak do dzisiejszego dnia, to był całkiem niezły. Moja przyjaciółka świętowała dziś swoje #hot13 urodziny i z tej oto okazji poszłyśmy na pizzę, a raczej pojechałyśmy na rolkach... Rolki <3. Koniec końców skończyło sie na tym, że poszłyśmy na kebaba (#kobiety). To normalne...
Po zjedzeniu kebaba odwiedziłyśmy - jak zwykle - Biedronkę, a potem pojechałyśmy do parku, gdzie byłyśmy jakieś 10 minut, po czym wróciłyśmy do domu. Jeżdżenie na rolkach to najprzyjemniejsza część każdego dnia...
Niestety, za niedługo zima, a co się z tym wiąże? Właśnie to, że nie będę mogła spędzać codziennie kilku godzin, jeżdżąc na rolkach...
Chyba zacznę odliczać (odliczać - liczyć czas #człowiek) do świąt Bożonarodzeniowych, bo kocham ten okres i tą atmosferę, a przede wszystkim to, że nie ma wtedy szkoły <3 

poniedziałek, 5 października 2015

Dłuższy brak zmian sprawia że się dusimy...

Ta rutyna mnie zabija. Osacza. Dusi. I w końcu wysysa resztki sił. Ta rutyna jest męcząca. Czuję się jak niewolnica, uwięziona we własnym życiu. To wszystko wina szkoły...
Jak były wakacje, to dni różniły się od siebie - każdy był inny. Gdy tylko zaczęła się szkoła, czar prysł.
Każdy dzień jest taki sam.
Każdy tydzień przebiega identycznie.
Każdy miesiąc nie różni się od poprzedniego.
To męczące. Po jakimś czasie człowiek traci energię i radość życia. Nie potrafi racjonalnie myśleć. Staje się więźniem rutyny, a ona robi z nami, co tylko chce.
Brak mi tej różnorodności. Tej oryginalności i nie powtarzalności każdego dnia.


Swobodo życia, proszę, wróć do mnie!